Sobota, 29 sierpnia 2009
W końcu wymarzony start w zawodach triathlonowych. Rano spokojny dojazd na rowerku na Sosinę. Ot taka ambitniejsza rozgrzewka. Mój numerek startowy został umieszczony we wszystkich mozliwych miejscach, nawet namalowany na łydce:) Na swoim stanowisku w strefie zmian sporo myślenia jak wszystko optymalnie ustawić:) Jakieś półtorej godziny przed startem mojej grupy się solidnie rozpadało, no i to wszystko mi i tak zamokło. Udało mi się uratować jedynie buty przed zamoczeniem, choć w sumie nie wiem po co. Lało niestety cały czas, trochę dziwnie się czułem truchtając w samych kąpielówkach po ulewie, na szczęście nie byłem sam:) A rozgrzewkowe wejście do wody było całkiem przyjemne, aż wychodzić się nie chciało. Jednak trzeba było się pojawić na starcie. Na poczatek 400 metrów pływania. Pływanie w sporym tłumie dbając jeszcze o nawigację proste dla mnie nie było. Zostałem gdzies tam w jakiejś końcowej grupce, ale dopłynąłem:) Zaraz po wyjściu z wody rozbawiła mnie jedna pani. Gdy słaniałem po nogach krzyczy do mnie: "dobrze teraz ich gonisz!". To goniłem, w każdym razie próbowałem. W strefie zmian się nawet nie pogubiłem. Choć najszybsza zmiana to nie była. I rower 10 km. Tu już lepiej. Choć trasa z piaszczystej zmieniła się w masakrę błotną. Ale tu już tylko wyprzedzałem. Mimo, ze dystans krótki sprzęt dostał nieźle w kość, ale przetrwał. No i bieg 3km. I jak się okazało masakry błotnej ciag dalszy. Dystans niby krótki, ale już ledwo żyłem. Ktoś mnie wyprzedził, kogoś ja wyprzedziłem. Przed metą miałem całkiem blisko jednego gościa, a ktoś był całkiem blisko mnie, ale już nikomu nie chciało się gonić:) I udało sie ukończyć z czasem 51 minut ze sporym hakiem. Ciężko było, ale triathlon to jednak świetna sprawa:)
Dane wycieczki:
44.56 km (15.00 km teren) czas: 02:06 h avg:21.22 km/h
K o m e n t a r z e
Komentuj