Czwartek, 25 sierpnia 2011
Park Kościuszki i Dolinka. Luźno.
Dane wycieczki:
26.78 km (9.00 km teren) czas: 01:46 h avg:15.16 km/h
Czwartek, 25 sierpnia 2011
Praca
Dane wycieczki:
24.00 km (3.00 km teren) czas: 01:10 h avg:20.57 km/h
Środa, 24 sierpnia 2011
Praca
Dane wycieczki:
24.00 km (1.00 km teren) czas: 01:09 h avg:20.87 km/h
Sobota, 20 sierpnia 2011Kategoria Góry
Terratlon czyli triatlon górski. Zdaje się pierwsze górskie zawody triatlonowe w Polsce. 1 km pływania, 24 km MTB i 10 km biegu w terenie. Organizatorzy wzięli sobie do serca ten przymiotnik "górski", bo trasa była trudna i ciekawa:) Na rowerku dwie pętle z podjazdami na Żar czerwonym szlakiem pieszym z północy i zjazdami stokiem narciarskim. Czyli miejsca, które omijam podczas planowania wycieczek. A biegowo podbieg na szczyt tą właśnie nartostradą.
Ze względu na kamienisty brzeg i sporą głębokość od początku start był z wody. Nie było niestety tego charakterystycznego dla triatlonu wbiegania z plaży. Mało pływam na otwartych wodach i ciężko było złapać rytm, ale się udało. Wyjście z wody było dość trudne bo trzeba było się wdrapać na taką chybocącą się platformę, niektórzy podobno spadali z niej do wody. Ale cóż, nikt nie mówił, że będzie łatwo:) Na rowerze zaczęło się miło, ale ta sielanka skończyła się dość szybko, bo wejście na Żar okazało się dla nas być dość długim podejściem. Acz sympatycznym:) Zawody były kameralne, ja też byłem nastawiony bardziej przygodowo niż na walkę do upadłego, także trochę czasu zajmowały pogaduchy z uczestnikami niedoli i wolontaruszami. U góry już trasa fajna, z jednym podejściem i dwoma trudniejszymi zjazdami. Wisienką na torcie był zjazd stokiem narciarskim z Żaru. Może nie był jakiś ekstremalnie trudny ale dla mnie męczący swoją długością i na końcu kręty i błotnisty. Drugie kółko upłyneło podobnie. jak już zjechałem na asfalt to już z ulgą, bo jeszcze tylko dojechać do strefy zmian, ściągnąć kask, zmienić butki i juz tylko te 10 km jakoś przebiec. Sporą część tego biegu stanowił mniej lub bardziej żwawy marsz stokiem narciarskim na górę Żar. Podobno zwycięzca trochę podbiegał. Dla nas po tym pływaniu i rowerze to okazało się ponad siły. No i z nieba też lał się żar. Choć dzien później sprawdziłem i na świeżo da się tam całkiem sporo wbiegać:) A z Żaru kamienisty zbieg, potem asfaltowy już na metę. Sama przyjemność, wystarczy tylko uważać, żeby nie poskręcać kostek. Choć coś tam mi w brzuchu latały izotoniki zmieszane chyba z tą wodą z jeziora, ale przed metą jakoś przeszło. Mój czas to jakieś 4:35. Pewnie możnaby trochę z tego urwać. Ale miało być spokojnie i na ukończenie i tak właśnie było. Impreza mimo sporej trudności trasy bardzo przyjemna. Choć każdy może inaczej oceniać. ja bardzo lubię taką kameralną atmosferę. Startowało nas 30-40 osób, organizatorzy dla każdego mieli czas. Na trasie rozdawali swoją prywatną wodę i ogólnie się o nas martwili:) Zobaczymy jak się ta idea rozwinie w kolejnych latach. No i generalnie przyjemny weekend z rodziną w górach, mój pies też się dzielnie w górach spisał:)
Przed startem

Przed pływaniem

Pływanie

W strefie zmian

Na rowerze



Bieg

Na mecie

Motorki

Żar lotnisko


Megi
Ze względu na kamienisty brzeg i sporą głębokość od początku start był z wody. Nie było niestety tego charakterystycznego dla triatlonu wbiegania z plaży. Mało pływam na otwartych wodach i ciężko było złapać rytm, ale się udało. Wyjście z wody było dość trudne bo trzeba było się wdrapać na taką chybocącą się platformę, niektórzy podobno spadali z niej do wody. Ale cóż, nikt nie mówił, że będzie łatwo:) Na rowerze zaczęło się miło, ale ta sielanka skończyła się dość szybko, bo wejście na Żar okazało się dla nas być dość długim podejściem. Acz sympatycznym:) Zawody były kameralne, ja też byłem nastawiony bardziej przygodowo niż na walkę do upadłego, także trochę czasu zajmowały pogaduchy z uczestnikami niedoli i wolontaruszami. U góry już trasa fajna, z jednym podejściem i dwoma trudniejszymi zjazdami. Wisienką na torcie był zjazd stokiem narciarskim z Żaru. Może nie był jakiś ekstremalnie trudny ale dla mnie męczący swoją długością i na końcu kręty i błotnisty. Drugie kółko upłyneło podobnie. jak już zjechałem na asfalt to już z ulgą, bo jeszcze tylko dojechać do strefy zmian, ściągnąć kask, zmienić butki i juz tylko te 10 km jakoś przebiec. Sporą część tego biegu stanowił mniej lub bardziej żwawy marsz stokiem narciarskim na górę Żar. Podobno zwycięzca trochę podbiegał. Dla nas po tym pływaniu i rowerze to okazało się ponad siły. No i z nieba też lał się żar. Choć dzien później sprawdziłem i na świeżo da się tam całkiem sporo wbiegać:) A z Żaru kamienisty zbieg, potem asfaltowy już na metę. Sama przyjemność, wystarczy tylko uważać, żeby nie poskręcać kostek. Choć coś tam mi w brzuchu latały izotoniki zmieszane chyba z tą wodą z jeziora, ale przed metą jakoś przeszło. Mój czas to jakieś 4:35. Pewnie możnaby trochę z tego urwać. Ale miało być spokojnie i na ukończenie i tak właśnie było. Impreza mimo sporej trudności trasy bardzo przyjemna. Choć każdy może inaczej oceniać. ja bardzo lubię taką kameralną atmosferę. Startowało nas 30-40 osób, organizatorzy dla każdego mieli czas. Na trasie rozdawali swoją prywatną wodę i ogólnie się o nas martwili:) Zobaczymy jak się ta idea rozwinie w kolejnych latach. No i generalnie przyjemny weekend z rodziną w górach, mój pies też się dzielnie w górach spisał:)
Przed startem

Przed pływaniem

Pływanie

W strefie zmian

Na rowerze


Bieg

Na mecie

Motorki

Żar lotnisko


Megi

Dane wycieczki:
33.18 km (25.00 km teren) czas: 03:25 h avg:9.71 km/h
Czwartek, 18 sierpnia 2011
Praca
Dane wycieczki:
24.00 km (4.00 km teren) czas: 01:10 h avg:20.57 km/h
Środa, 17 sierpnia 2011
Katowice Ligota - 3 Stawy - Rybaczówka - Gisz - Nikisz - 3 Stawy - Śródmieście - Park Kościuszki - Ligota
Pełen relaks:)
Pełen relaks:)
Dane wycieczki:
29.95 km (12.00 km teren) czas: 02:00 h avg:14.97 km/h
Środa, 17 sierpnia 2011
Praca
Dane wycieczki:
24.00 km (4.00 km teren) czas: 01:10 h avg:20.57 km/h
Wtorek, 16 sierpnia 2011
Na dolinę popływać
Dane wycieczki:
14.25 km (0.00 km teren) czas: 00:33 h avg:25.91 km/h
Wtorek, 16 sierpnia 2011
Katowice Ligota - WPKiW - Bytków - WPKiW - Centrum - Park Kościuszki - Ligota
Dane wycieczki:
24.50 km (0.00 km teren) czas: 01:15 h avg:19.60 km/h
Gliwice - Kleszczów - Bycina - Toszek - Balcarzowice - Nogowczyce - Zimna Wódka - Anaberg - Leśnica - Zalesie - Stary Ujazd - Niezdrowice - Rudziniec - Sośnicowice - Gliwice - Zabrze - Ruda Śląska - Świętochłowice - Wielkie Hajduki - Katowice
Wycieczka zorganizowana dość spontanicznie. Ciekawa bo zostałem zwolniony z zaszczytnej roli przewodnika. Na dworcu w Katowicach wyjątkowo światowo, słyszałem angielski, niemiecki i włoski. Stamtąd pociągiem do Gliwic - "miasta pięknych kwietników". Śmieją się paskudy ze mnie i kwietników, ale jakoś jak trafiamy na pierwszy to każdy chce zdjęcie:) Po drodze ładny zamek w Toszku, a potem już tylko okoliczne wsie i miasteczka. Ładne, zadbane, i dwujęzyczne nazwy miejscowości. Fajnie:) Na Anabergu dobry obiad i można wracać. Zwiedzamy przy okazji opustoszały PGR, na który byśmy pewnie nie trafili z GPS-em:P W Gliwicach rodzi się pomysł powrotu do domu na rowerach. Przekupiony ideą zimnej Coca-Coli za ostatnie pieniądze jakoś go przyjmuje. W Zabrzu się zagapiam nie wiadomo na co i nabijam trochę siniaków na asfalcie. Ale na Sikorce nie robi to żadnego wrażenia:) W Świonach opuscza mnie Piotrek. Żeby nie było mi samotnie to od razu pojawia się nowy towarzysz, deszcz i nie opuszcza mnie aż do domku.

Wycieczka zorganizowana dość spontanicznie. Ciekawa bo zostałem zwolniony z zaszczytnej roli przewodnika. Na dworcu w Katowicach wyjątkowo światowo, słyszałem angielski, niemiecki i włoski. Stamtąd pociągiem do Gliwic - "miasta pięknych kwietników". Śmieją się paskudy ze mnie i kwietników, ale jakoś jak trafiamy na pierwszy to każdy chce zdjęcie:) Po drodze ładny zamek w Toszku, a potem już tylko okoliczne wsie i miasteczka. Ładne, zadbane, i dwujęzyczne nazwy miejscowości. Fajnie:) Na Anabergu dobry obiad i można wracać. Zwiedzamy przy okazji opustoszały PGR, na który byśmy pewnie nie trafili z GPS-em:P W Gliwicach rodzi się pomysł powrotu do domu na rowerach. Przekupiony ideą zimnej Coca-Coli za ostatnie pieniądze jakoś go przyjmuje. W Zabrzu się zagapiam nie wiadomo na co i nabijam trochę siniaków na asfalcie. Ale na Sikorce nie robi to żadnego wrażenia:) W Świonach opuscza mnie Piotrek. Żeby nie było mi samotnie to od razu pojawia się nowy towarzysz, deszcz i nie opuszcza mnie aż do domku.


Dane wycieczki:
162.00 km (8.00 km teren) czas: 07:40 h avg:21.13 km/h