Wpisy archiwalne w kategorii
50 km
Dystans całkowity: | 9847.38 km (w terenie 3494.00 km; 35.48%) |
Czas w ruchu: | 524:34 |
Średnia prędkość: | 18.77 km/h |
Liczba aktywności: | 112 |
Średnio na aktywność: | 87.92 km i 4h 41m |
Więcej statystyk |
Niedziela, 28 marca 2010Kategoria 50 km, opony terenowe
Miało być ładnie, daleko, spokojnie, efektownie. Lecz rodzinne obowiązki to wszystko boleśnie zweryfikowały. Pozostało wstać o świcie i gdzieś pojechać. I tu mi namieszała zmiana czasu:) Wstaje 5:30 coś się myje, robie jakieś żarcie, a tu już 7:) To już nie było co dłużej zwlekać, trzeba brać rower i w drogę. Na dworze niestety buro i ponuro i jeszcze padało. Zresztą padało bardzo często w tą niedziele, acz ściana deszczu to nie była. Dało się jechać. Tylko potem trzeba było zawartość portfela wysuszyć. Co dziwne zabezpieczyłem przed deszczem mapę, a nie portfel:)
Kierunek w sumie nieokreślony, kajś na południe i nazot. Najpierw Paprocany, tam roboty idą pełną parą i sporo nowych ławeczek. Wiewiórki chyba sprowadzili, bo nie widziałem ich tam wcześniej:) Błoto też prawdopodobnie sprowadzili i to chyba z Bieszczad bo strasznie chamskie było:)
Potem Kobiór i jakimiś nieznanymi drogami leśnymi w kierunku Orzesza. Wyjechał gdzieś na jakąś całkiem główną drogę. Nie wiedziałem za bardzo gdzie jestem to spytałem o to pierwszą lepszą fajną dziewczynę, a potem skręciłem w zachęcająco wyglądającą drogę leśną. I wyjechałem jakoś tak bardzo dziwnie. Nie wiem czy to dziewczyna czy las tak mi zamieszały. W każdym razie jakoś tak coraz mniej czasu a ja daleko od domu.
No to wyciągnałąm aparat i zacząłem zdjęcia robić małej kapliczce:) Jak ktoś lubi małe przydrożne kapliczki, krzyże to polecam okolice takich małych miejscowości jak Królówka, Zgoń, Woszczyce. Mnóstwo tam takich atrakcji.
Po drodze trafiłem jeszcze na jakieś lokalne zawody XC w Orzeszu. Całkiem sympatyczne chyba. Może i bym wystartował, ale nie było czasu to porobiłem zdjęcia małym dzieciom i pojechałem dalej:)
Stówki niestety nie było, bo zamiast zrobić te 15 km na rowerku wiozłem go w bagażniku. ALe i tak fajnie, bo pierwsza dłuższa wycieczka od nie pamiętam kiedy:)
Paprocany
i wiewiórki
W lesie
Jedna z kapliczek
Zawody w Orzeszu
Kierunek w sumie nieokreślony, kajś na południe i nazot. Najpierw Paprocany, tam roboty idą pełną parą i sporo nowych ławeczek. Wiewiórki chyba sprowadzili, bo nie widziałem ich tam wcześniej:) Błoto też prawdopodobnie sprowadzili i to chyba z Bieszczad bo strasznie chamskie było:)
Potem Kobiór i jakimiś nieznanymi drogami leśnymi w kierunku Orzesza. Wyjechał gdzieś na jakąś całkiem główną drogę. Nie wiedziałem za bardzo gdzie jestem to spytałem o to pierwszą lepszą fajną dziewczynę, a potem skręciłem w zachęcająco wyglądającą drogę leśną. I wyjechałem jakoś tak bardzo dziwnie. Nie wiem czy to dziewczyna czy las tak mi zamieszały. W każdym razie jakoś tak coraz mniej czasu a ja daleko od domu.
No to wyciągnałąm aparat i zacząłem zdjęcia robić małej kapliczce:) Jak ktoś lubi małe przydrożne kapliczki, krzyże to polecam okolice takich małych miejscowości jak Królówka, Zgoń, Woszczyce. Mnóstwo tam takich atrakcji.
Po drodze trafiłem jeszcze na jakieś lokalne zawody XC w Orzeszu. Całkiem sympatyczne chyba. Może i bym wystartował, ale nie było czasu to porobiłem zdjęcia małym dzieciom i pojechałem dalej:)
Stówki niestety nie było, bo zamiast zrobić te 15 km na rowerku wiozłem go w bagażniku. ALe i tak fajnie, bo pierwsza dłuższa wycieczka od nie pamiętam kiedy:)
Paprocany
i wiewiórki
W lesie
Jedna z kapliczek
Zawody w Orzeszu
Dane wycieczki:
86.45 km (20.00 km teren) czas: 04:08 h avg:20.92 km/h
Niedziela, 22 listopada 2009Kategoria 50 km
Katowice - Paprocany - Kobiór - Piasek - Pszczyna - Piasek - Kobiór - Wyry - Mikołów - Katowice - Wielkie Hajduki - Panewniki - Ligota
Dane wycieczki:
95.56 km (40.00 km teren) czas: 04:37 h avg:20.70 km/h
Niedziela, 4 października 2009Kategoria 50 km, Góry, opony terenowe
Żywiec - Tokarka - Wójtowski Wierch - Sopotnia Mała - Jeleśnia - Janikowa Grapa - Garlejów Groń - Pewel Ślemieńska - Świnna - Żywiec
Z Łukaszem po nieco zapomnianym paśmie pewelsko-ślemieńskim. Choć turystów nawet trochę było. Trasa miejscami dla nas za trudna, ale był piękny asfaltowy podjazd i przyjemna jazda po paśmie. Co dziwne jak na skład wycieczki było bardzo mało przerw i całkiem szybko jesteśmy w Żywcu. Żywiec zresztą zaczynamy coraz lepiej poznawać:) Nie miałem aparatu dlatego mam bardzo ładne zdjęcia.
Z Łukaszem po nieco zapomnianym paśmie pewelsko-ślemieńskim. Choć turystów nawet trochę było. Trasa miejscami dla nas za trudna, ale był piękny asfaltowy podjazd i przyjemna jazda po paśmie. Co dziwne jak na skład wycieczki było bardzo mało przerw i całkiem szybko jesteśmy w Żywcu. Żywiec zresztą zaczynamy coraz lepiej poznawać:) Nie miałem aparatu dlatego mam bardzo ładne zdjęcia.
Dane wycieczki:
60.43 km (22.00 km teren) czas: 04:00 h avg:15.11 km/h
Środa, 23 września 2009Kategoria 50 km, semi-slicki
Katowice Ligota - Centrum - 3 Stawy - Lasy murckowskie - Zawodzie - Park Kościuszki - Ligota
Ligota - Lasy murckowskie - Murcki - Ochojec - 3 Stawy - Ligota
Ligota - Lasy murckowskie - Murcki - Ochojec - 3 Stawy - Ligota
Dane wycieczki:
72.23 km (50.00 km teren) czas: 04:34 h avg:15.82 km/h
Niedziela, 13 września 2009Kategoria 100 km, 50 km, Góry, semi-slicki
Zakopane - Kościelisko - Gubałówka - Furmanów - Ząb - Czerwienne - Maruszyna - Ludźmierz - Krauszów - Dział - Pieniążkowice - Bielanka - Raba Wyżna - Rokociny Podhalańskie - Chabówka - Rabka Zdrój - Olszówka - Raba Niżna - Mszana Dolna - Kasina Wielka - Wiśniowa - Dobczyce - Wieliczka - Kraków
Rano wstajemy dość leniwie. Chłodny wrześniowy poranek to nie chciało się wychodzić z namiotu. Ale w końcu trzeba:) Śniadanko, jakieś tam mycie i się zwijamy. Mimo września i deszczowego weekendu Zakopane przepełnione. Ale dojeżdżamy pod skocznię i w drugą stronę slalomem przez Krupówki. Dalej do Sanktuarium Matki Boskiej Fatimskiej i asfaltem na Gubałówkę. Nie była to najkrótsza droga, ale całkiem przyjemna. Niestety pogoda była największą porażką wycieczki i nie mieliśmy żadnych widoków na Tatry. Więc mykamy przez Podhale w kierunku Krakowa. Teraz już do końca będzie głównie w dół:) Samo Podhale oferuje bardzo przyjemne widoki. Trochę pada, więc jedziemy do kościołka w Maruszynie ustalić dalszy plan wycieczki. Tam krótka pogadanka z miłym, młodym księdzem. W sumie sporo czasu jedziemy przypadkowo jakimś ważnym szlakiem pilegrzymkowym. Dojeżdżamy główie terenem do Pieniążkowa. I baaardzo długi zjazd do Rabki na pizze. Pizza bardzo dobra i ostra, obsługa też nam się podobała:) Niestety juz dość późno i zaczyna się walka z czasem, którą po ciężkich bojach jednak wygrywamy:) A nie było łatwo bo dość szybko się już robi ciemno, jeszcze po raz kolejny zaczyna padać, jedziemy w nieznanym terenie, kilka podjazdów też daje w kość. Dojeżdżamy do Wieliczki, pojawia się małe zagrożenie, że nie zdążymy na ostatni pociąg. Trochę pomagamy sobię bardzo ruchliwą drogą krajową, którą chcieliśmy ominąć i w sumie z całkiem sporym zapasem czasowym stawiamy się na dworcu. Niestety same drogie pośpiechy, ale ważne, że coś jest:) Koło północy dojeżdżam do domu, Józek też pewnie podobnie.
Wycieczka udana, choć łatwo nie było. Plan niezrealizowany w 100 %, ale zdobywanie Turbacza to chyba byłoby przegięcie:) Nowością dla mnie była jazda z bagażnikiem na sztyce i torbą na kierownicy. Ale ten zestaw się świetnie sprawdził. Co jakiś odginałem udo do tyłu, żeby sprawdzić czy ciągle mam karimatę. Wbrew początkowym obawom nie było z tym problemów, siedziała sztywno nawet na kamienistych zjazdach. Torba na kierownicę też montowana trochę po chacharsku bo nie miałem odpowiednich śrubek. I trochę się obsuwała w czasie jazdy, ale dało się z tym zyć. Mapnik sprawdził się rewelacyjnie. Mimo długiego dystansu w nieznanym terenie nawigacja szła bardzo sprawnie, ani razu się nie zgubiliśmy, jedynie czasem było kilka wątpliwości.
Na kampingu
Pod skocznią
Krupówki
Sanktuarium Matki Boskiej Fatimskiej
Widok z Gubałówki tragedia niestety
Lansiarskie zdjęcie z przyczepką
I standardowo
Na Podhalu
Pizza w Rabce
I fontanna tamże
Rano wstajemy dość leniwie. Chłodny wrześniowy poranek to nie chciało się wychodzić z namiotu. Ale w końcu trzeba:) Śniadanko, jakieś tam mycie i się zwijamy. Mimo września i deszczowego weekendu Zakopane przepełnione. Ale dojeżdżamy pod skocznię i w drugą stronę slalomem przez Krupówki. Dalej do Sanktuarium Matki Boskiej Fatimskiej i asfaltem na Gubałówkę. Nie była to najkrótsza droga, ale całkiem przyjemna. Niestety pogoda była największą porażką wycieczki i nie mieliśmy żadnych widoków na Tatry. Więc mykamy przez Podhale w kierunku Krakowa. Teraz już do końca będzie głównie w dół:) Samo Podhale oferuje bardzo przyjemne widoki. Trochę pada, więc jedziemy do kościołka w Maruszynie ustalić dalszy plan wycieczki. Tam krótka pogadanka z miłym, młodym księdzem. W sumie sporo czasu jedziemy przypadkowo jakimś ważnym szlakiem pilegrzymkowym. Dojeżdżamy główie terenem do Pieniążkowa. I baaardzo długi zjazd do Rabki na pizze. Pizza bardzo dobra i ostra, obsługa też nam się podobała:) Niestety juz dość późno i zaczyna się walka z czasem, którą po ciężkich bojach jednak wygrywamy:) A nie było łatwo bo dość szybko się już robi ciemno, jeszcze po raz kolejny zaczyna padać, jedziemy w nieznanym terenie, kilka podjazdów też daje w kość. Dojeżdżamy do Wieliczki, pojawia się małe zagrożenie, że nie zdążymy na ostatni pociąg. Trochę pomagamy sobię bardzo ruchliwą drogą krajową, którą chcieliśmy ominąć i w sumie z całkiem sporym zapasem czasowym stawiamy się na dworcu. Niestety same drogie pośpiechy, ale ważne, że coś jest:) Koło północy dojeżdżam do domu, Józek też pewnie podobnie.
Wycieczka udana, choć łatwo nie było. Plan niezrealizowany w 100 %, ale zdobywanie Turbacza to chyba byłoby przegięcie:) Nowością dla mnie była jazda z bagażnikiem na sztyce i torbą na kierownicy. Ale ten zestaw się świetnie sprawdził. Co jakiś odginałem udo do tyłu, żeby sprawdzić czy ciągle mam karimatę. Wbrew początkowym obawom nie było z tym problemów, siedziała sztywno nawet na kamienistych zjazdach. Torba na kierownicę też montowana trochę po chacharsku bo nie miałem odpowiednich śrubek. I trochę się obsuwała w czasie jazdy, ale dało się z tym zyć. Mapnik sprawdził się rewelacyjnie. Mimo długiego dystansu w nieznanym terenie nawigacja szła bardzo sprawnie, ani razu się nie zgubiliśmy, jedynie czasem było kilka wątpliwości.
Na kampingu
Pod skocznią
Krupówki
Sanktuarium Matki Boskiej Fatimskiej
Widok z Gubałówki tragedia niestety
Lansiarskie zdjęcie z przyczepką
I standardowo
Na Podhalu
Pizza w Rabce
I fontanna tamże
Dane wycieczki:
150.56 km (40.00 km teren) czas: 08:17 h avg:18.18 km/h
Poniedziałek, 7 września 2009Kategoria 50 km, semi-slicki
Katowice Ligota - 3 Stawy - Rybaczówka - Ligota - Panewniki - Lasy Kochłowickie - Wielkie Hajduki - WPKiW - 3 Stawy - Ligota
Z Łukaszem i Józkiem. Troche zwiedzania Hajduk. Aż się łezka w oku kręci.
Z Łukaszem i Józkiem. Troche zwiedzania Hajduk. Aż się łezka w oku kręci.
Dane wycieczki:
57.78 km (18.00 km teren) czas: 03:08 h avg:18.44 km/h
Niedziela, 23 sierpnia 2009Kategoria 50 km, opony terenowe
Katowice - Mikołów - Wyry - Gostyń - Kobiór - Piasek - Pszczyna - Piasek - Kobiór - Tychy - Katowice
Na Dni Pszczyny.
Na Dni Pszczyny.
Dane wycieczki:
81.31 km (30.00 km teren) czas: 04:00 h avg:20.33 km/h
Czwartek, 20 sierpnia 2009Kategoria 50 km, opony terenowe
Katowice Ligota - Murcki - Mysłowice Wesoła - Morgi - Brzezinka - Jaworzno Szczakowa - Sosina - Jaworzno Szczakowa - Mysłowice Brzezinka - Larysz - Wesoła - Katowice Giszowiec - Ligota
A4 wiadomo remont:)
Elektrownia w Jaworznie
Sosina
A4 wiadomo remont:)
Elektrownia w Jaworznie
Sosina
Dane wycieczki:
71.22 km (15.00 km teren) czas: 03:34 h avg:19.97 km/h
Niedziela, 16 sierpnia 2009Kategoria 50 km, opony terenowe
Katowice - Ligota - Zadole - Zarzecze - Wymysłów - Stara Kuźnia - Borowa Wieś - Chudów - Paniowy - Reta Śmiłowicka - Kamionka - Zarzecze - Kostuchna - Murcki - Lasy Murckowskie - Ligota
Jak się sympatycznie okazało w dzisiejszy poranek każdy miał w planach Chudów. I choć różnymi drogami wszyscy docieramy pod zamek, w sumie w sile sześciu rowerków. Atrakcji co niemara, ludzi zresztą też, mimo to, większość udało nam się zobaczyć. Impreza pierwsza klasa, świetnie się Chudów rozwinął. Sporo rzeczy z epoki do kupienia, choć chleb, mimo, że sprzedawany na sianie wcale nie był średniowieczny. Żal było dzieciaka, który prawie się popłakał po zagubieniu w labiryncie.
Jakiś pokaz
Wioska średniowieczna
My w Chudowie
Ten smok swego czasu prowokował, to się dzisiaj z nim porachowałem:)
Jak się sympatycznie okazało w dzisiejszy poranek każdy miał w planach Chudów. I choć różnymi drogami wszyscy docieramy pod zamek, w sumie w sile sześciu rowerków. Atrakcji co niemara, ludzi zresztą też, mimo to, większość udało nam się zobaczyć. Impreza pierwsza klasa, świetnie się Chudów rozwinął. Sporo rzeczy z epoki do kupienia, choć chleb, mimo, że sprzedawany na sianie wcale nie był średniowieczny. Żal było dzieciaka, który prawie się popłakał po zagubieniu w labiryncie.
Jakiś pokaz
Wioska średniowieczna
My w Chudowie
Ten smok swego czasu prowokował, to się dzisiaj z nim porachowałem:)
Dane wycieczki:
61.23 km (25.00 km teren) czas: 03:04 h avg:19.97 km/h
Sobota, 15 sierpnia 2009Kategoria 100 km, 50 km, opony terenowe
Katowice - Sosnowiec - Będzin - Czeladź - Grodziec - Wojkowice - Rogoźnik - Jezioro Świerklaniec - Orzech - Nakło Śląskie - Tarnowskie Góry - Strzybnica - Pniowiec - Boruszowice - Brynek - Tworóg - Koty - Kokotek - Brusiek - Drutarnia - Kalety - Zielona - Bibiela - Ożarowice - Pyrzowice - Przeczyce - Dąbrowa Górnicza - Będzin - Czeladź - Sosnowiec - Katowice
Plan wycieczki dość luźny w stylu jedziemy do Tarnowskich Gór, a potem się zobaczy. Spotykamy się w trójkę na rynku w Czeladzi z hose i shogunem. Miejsce zbiórki dobrane sprawiedliwie, w taki sposób, aby każdy miał taki sam dystans. Ja w sumie miałem jednak najkrócej, ale jechałem najdłużej. Bo zwiedzałem ładny plac zabaw po drodze. Decydujemy się jechać szlakami pieszymi i na dystansie 1 km gubimy się trzy razy:) Ale potem było lepiej. Zaczyna się mocnym podjazdem polnymi dróżkami na górkę obok Dorotki z fajnymi widokami. Potem znów błądzimy, ale Patryk ładnie nas doprowadza na szlak. Po drodze jeszcze prosimy szlaban, żeby się otworzył. Bo on myślał, że sobie z niego żartujemy:) W TG nakreślamy wstępnie dalszą trasę, oczywiście odważnie szlakami pieszymi. Z ciekawostek jakaś kobieta(mama?) skrzyczała ostro chłopaka, którego prosiliśmy o zrobienie zdjęcia:) A my wjeżdżamy w lasy lublinieckie, jeden z największych kompleksów leśnych w kraju. Dojeżdżamy do Strzybnicy z fajnym osrodkiem wypoczynkowym. Takie ośrodki będą zresztą towarzyszyły nam dosyć często. W Brynku przed Tworogiem piękny zespół pałacowo-parkowy Donnersmacków, a obecnie gimnazjum i technikum. Zostało to zresztą nominowane jako przyszłe miejsce edukacji moich dzieci. W Kokotku znajdujemy jakiś szlak, którego na mapie nie ma, ale wyprowadza nas fajnie. Choć było ciężko przez piaszczysty odcinek. Z Kalet Aleją Dębową jedziemy do jeziorka Zielona. Piękne te Dęby. Dalej bezpieczniejszą drogą do lotniska w Pyrzowicach. Józek tam będzie chyba często wracał:) Jeszcze był ekstremalny odcinek przy Zalewie Przeczycko-Siewierskim. No i Pogoria. Docieramy do miejsca zbiórki i potem spokojnie w kierunku domku. Dystans spory wyszedł. Rekordowy w tym roku, no i niechlubny rekord wycieczki na suchym łańcuchu. Tereny mało znane, a bardzo ciekawe.
Fajny plac zabaw
Czeladź rynek
Punkt widokowy wycieczki
Wszyscy na rynku w TG
Strzybnica
Zespół Pałacowo-parkowy w Brynku
Ścieżka w lesie- typowa dla tej wycieczki
Lasy lublinieckie - jeszcze bardziej typowy widok
Miejsce naszego odpoczynku
Tu ma być kiedyś jeszcze pięknie
Pyrzowice - lotnisko
Plan wycieczki dość luźny w stylu jedziemy do Tarnowskich Gór, a potem się zobaczy. Spotykamy się w trójkę na rynku w Czeladzi z hose i shogunem. Miejsce zbiórki dobrane sprawiedliwie, w taki sposób, aby każdy miał taki sam dystans. Ja w sumie miałem jednak najkrócej, ale jechałem najdłużej. Bo zwiedzałem ładny plac zabaw po drodze. Decydujemy się jechać szlakami pieszymi i na dystansie 1 km gubimy się trzy razy:) Ale potem było lepiej. Zaczyna się mocnym podjazdem polnymi dróżkami na górkę obok Dorotki z fajnymi widokami. Potem znów błądzimy, ale Patryk ładnie nas doprowadza na szlak. Po drodze jeszcze prosimy szlaban, żeby się otworzył. Bo on myślał, że sobie z niego żartujemy:) W TG nakreślamy wstępnie dalszą trasę, oczywiście odważnie szlakami pieszymi. Z ciekawostek jakaś kobieta(mama?) skrzyczała ostro chłopaka, którego prosiliśmy o zrobienie zdjęcia:) A my wjeżdżamy w lasy lublinieckie, jeden z największych kompleksów leśnych w kraju. Dojeżdżamy do Strzybnicy z fajnym osrodkiem wypoczynkowym. Takie ośrodki będą zresztą towarzyszyły nam dosyć często. W Brynku przed Tworogiem piękny zespół pałacowo-parkowy Donnersmacków, a obecnie gimnazjum i technikum. Zostało to zresztą nominowane jako przyszłe miejsce edukacji moich dzieci. W Kokotku znajdujemy jakiś szlak, którego na mapie nie ma, ale wyprowadza nas fajnie. Choć było ciężko przez piaszczysty odcinek. Z Kalet Aleją Dębową jedziemy do jeziorka Zielona. Piękne te Dęby. Dalej bezpieczniejszą drogą do lotniska w Pyrzowicach. Józek tam będzie chyba często wracał:) Jeszcze był ekstremalny odcinek przy Zalewie Przeczycko-Siewierskim. No i Pogoria. Docieramy do miejsca zbiórki i potem spokojnie w kierunku domku. Dystans spory wyszedł. Rekordowy w tym roku, no i niechlubny rekord wycieczki na suchym łańcuchu. Tereny mało znane, a bardzo ciekawe.
Fajny plac zabaw
Czeladź rynek
Punkt widokowy wycieczki
Wszyscy na rynku w TG
Strzybnica
Zespół Pałacowo-parkowy w Brynku
Ścieżka w lesie- typowa dla tej wycieczki
Lasy lublinieckie - jeszcze bardziej typowy widok
Miejsce naszego odpoczynku
Tu ma być kiedyś jeszcze pięknie
Pyrzowice - lotnisko
Dane wycieczki:
187.65 km (60.00 km teren) czas: 09:25 h avg:19.93 km/h